Koszmar nie tylko dnia ale i ostatniej nocy!
Młody zbudził się ok północy i wymiotował.
Myślałam, że mu zaszkodziła ryba którą jadł popołudniu.
Bardzo mu smakowała a on zajadał się nią aż miło było popatrzeć!
Ale po opróżnieniu żołądeczka nadal go ciągało.
Męczyliśmy się tak przez cztery godziny. Młody wymiotował i za chwilę zasypiał.
Jak już nie miał czym to chciał pić. Nie mogłam go odciągnąć od butelki z wodą.
Sam co chwilę się budził i pił i pił.
Aż ok 4;30 zwymiotował tę wodę i dopiero zasnął.
Biedny jak on się męczył, bladziuśki się zrobił, strasznie płakał i słaniał się na nogach. A ja musiałam na te jego męczarnie patrzeć, aż mnie serce bolało jak mój mały Osinek tak ciężko znosił te wymioty.
Niestety za długo nie pospałam gdyż musiałam wstać rano ogarnąć siebie i naszego psa i jechać na 9;00 do psiego fryzjera.
Obiecałam mamie, że wezmę ją ze sobą bo chciała załatwić kilka urzędowych spraw.
Pojechałam po nią przed 9;00, wysiadłam z samochodu zostawiłąm kluczyk w stacyjce, torebkę i psa bo nie chciałam aby Lenka się wybrudziła.
Wracam z mamą - za drzwi - a one zatrzaśnięte!!!!!!!!!!!!!!
Szok! Jak to się stało???? !!!!
Zaglądamy przez szybę a pies siedzi na przycisku blokującym drzwi. - Mamy tylko jeden klucz do samochodu
Myślałam, że dostanę zawału serca! Nie wiedziałam czy mam płakać czy się śmiać ze złości!
Nie wyspana, zmęczona i jeszcze taki numer.
Biegałam od szyby do szyby wołając psa, pukając w szybę i robiąc głupie miny do szyby bo może skoro raz wcisnęła przycisk to zrobi to drugi raz. Z boku to wyglądało komicznie a Lenka robiła wielkie oczy i kręciła główką!
Niestety przez pół godziny "zabawy" z psem nie udało się otworzyć samochodu.
A Lence znudziło się bieganie położyła się na mojej torebce i spała!
Kolejne próby otworzenia spełzły na niczym.
Brat postanowił "włamać się" do samochodu. Odchylił drzwi śrubokrętem, włożył drut i razem z moim mężem mocowali się kolejną godzinę. Nie wiele brakowało aby wcisnąć przycisk. Nie było jak docisnąć bo drut obsuwał się z pstryczka!
Nie udało się wiec zaczęliśmy szukać pomocy u "magików". Męnż się skontaktował z człowiekiem od spraw beznadziejnych opowiedział co się stało i umówił się. Czekając na faceta złapał za klamkę i drzwi się otworzyły! Po prostu musiało im się udać tym drutem wcisnąć ten przycisk tylko nie usłyszeli sygnału.
Radość - "magik" odwołany!
200zł zostało w kieszeni!
Stres ogromny! Nerwy zszargane!
Samochód trochę porysowany!
Pies uratowany!
A z tego wszystkiego okazało się, że do psiego fryzjera jestem umówiona na jutro! Myślałam, że będę beczeć ze złości! Już mi się odechciało jechać i załatwiać sprawy wróciliśmy do domu.
Ps. Młodego dopadł wirus w nocy wymiotował a teraz ma biegunkę i nie chce jeść no jakby było mało wrażeń!
pozdrawiam