Święta minęły nawet nie wiem kiedy....
Nic nie odpoczęłam a tylko mega się objadłam a teraz mam stresa bo jutro idę do lekarza i postawi mnie na wagę!
Świętowanie zaczęliśmy od soboty:)
Moi panowie wybrali się z koszyczkiem do kościoła, Oskar dał taki popis, że męnż stwierdził, że choćbym go siłą ciągnęła to on z "TYM" dzieckiem więcej do kościoła nie pójdzie :)
Młody skakał ze schodów z koszyczkiem, albo położył się i stukał piętami w podłogę,
ot takie dziecko kościołowe :)
W sobotę wieczorem wybrałam się z mamą do kościoła na nocną mszę. W moim stanie powinnam sobie odpuścić ale skoro co roku chodzę to i tym razem chciałam iść a potem ledwo wytrzymałam.
Myślałam, że pęcherz puści...
Niedzielny poranek i śniadanie spędziliśmy u mojej mamy, młody zjadł jajko i w szufladzie znalazł czapkę mikołajową więc w niej biegał :)
Pasowała do zimowej aury za oknem.
Mikołaj z zającem :)
Popołudniu byliśmy u mojej cioci, a tam wielka radość bo był Cyprajn w którego Osinek wpatrzony jest jak w obraz.
Miałam spokój bo dziecia nie było, ciągle bawił się ze starszym bratem.
Przez te jego szaleństwa musieliśmy zmienić plany i męnża chrześniak będzie odwiedzony po świętach.
Natomiast poniedziałek moje chłopaki zaczęli od zabawy na śniegu.
Później odwiedziła nas teściowa a popołudniu my wybraliśmy się do mojego chrześniaka.
Przez te dwa dni moje dziecię nie spało w dzień!
Twardziel :)
Za to nocki miałam koszmarne! Budził się i płakał a od wrażeń ciągle coś mówił przez sen.
Muszę się pochwalić, że Oskar przez te dwa dni wszędzie jeździł bez pieluchy!
Przed wyjściem z domu ładnie robił sisiu a później prosił albo męnż chodził za nim i pytał czy chce do łazienki!
Miałam ze sobą zapas ubrań, który nie był potrzebny - jestem dumna z mojego dwulatka :)
Teraz czekamy na spóźnionego zająca.
pozdrawiam