Choroby dzieciaków pokrzyżowały nam trochę plany i 2 maja sama wystartowałam w półmaratonie węgorza w Węgorzewie. Mężu musiał zająć się chłopcami. Atmosfera cudowna, ludzie uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni. Tylko moje samopoczucie jakieś takie nie do końca wyraźne było. Stając na linii startu pomyślałam tylko że meta jest daleko a mi coś w brzuchu się przewraca. W połowie drogi zaczęły się rewolucje żołądkowe i musiałam zwolnić. Od 10km myślałam tylko o tym aby dobiec do mety i znaleźć toaletę. Na szczęście udało się dotrzeć do mety bez niepotrzebnych przygód.
O półmaratonie węgorza mogę powiedzieć tylko tyle, że trasa bajka! Piękne widoki budząca się do życia przyroda, śpiew ptaków w lesie człowiek biegnie jak zahipnotyzowany.
Dobiegłam do mety medal dostałam ale z czasu nie do końca jestem zadowolona. Przygotowywałam się od kilku miesięcy i choroba popsuła mi plany. Ale nie poddaję się i może następnym razem uda mi się osiągnąć wymarzony cel. :)
A na razie skupiam się na tym aby nauczyć się wszystkiego w nowej pracy. Szkoleń i materiałów jest tak dużo, że chyba ostatni raz tyle uczyłam się na studiach. W pracy uczę się w domu douczam się i tak pewnie będzie przez najbliższy miesiąc. W czerwcu czeka mnie tygodniowe szkolenie w Stolicy więc tym razem zaliczę bieganie nad Wisłą :)
Pozdrawiam

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz