poniedziałek, 8 maja 2017

MARATON- czyli Kraków zdobyty


 Po kilku miesiącach przygotowań czyli bieganiu w zimnie, deszczu, mrozie, śniegu i o 5 rano nadszedł ten dzień. Dzień, w którym stanęłam na starcie 16-tego Cracovia Maratonu. Od początku towarzyszył mi stres. Bałam się tej trasy, tych kilometrów i czy uda mi się dotrzeć do mety. W dniu zawodów od rana padał deszcz, a ja tak bardzo nie lubię biegać gdy jest mokro. Pogoda nie nastrajała mnie optymistycznie. Na początku miałam jakiś plan czasowy w jakim chciałam dotrzeć do mety. Ale widząc to co dzieje się w Krakowie stwierdziłam, że najważniejsze jest to aby przekroczyć linię mety. Atmosfera na starcie cudowna, energetyczna muzyka, tłum kibiców, okrzyki, oklaski ,stres przeszedł a pojawiła się euforia. Początek biegu fantastyczny. Biegło mi się lekko, endorfiny szalały mimo braku słońca czułam się cudownie. Wiedziałam, że to początek i po 30 km może być gorzej. Niestety te gorzej przyszło szybciej. Na 19-tym km stało się coś czego się nie spodziewałam. Zrobiło mi się biało przed oczami, zaczęło bić mi mocno serce i czułam, że jak nie zwolnię to może być źle. Głębokie wdechy i wydechy i pozostało truchtanie do mety. Postanowiłam sobie, że do mety dotrę i zmieszczę się w limicie czasowym.I tak właśnie było. Po 5 godzinach szczęśliwa, ze łzami w oczach i wielką, wielką dumą przekroczyłam tę magiczną linię mety.Dla tych kilku chwil, dla tej całej atmosfery warto było poświęcić prawie pół roku przygotowań.  Przebiec maraton było moim marzeniem - spełniło się:)









A po maratonie był czas na świętowanie i zwiedzanie. Chwila tylko we dwoje, spacer nad Wisłą  i zmęczeni ale bardzo szczęśliwi wróciliśmy do naszych chłopaków.





pozdrawiam
matka polka maratonka :)
 PODPIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz